wtorek, 25 września 2012

*** Przypowieść IX ***


Lunch z Bogiem

 Był sobie raz mały chłopiec, który bardzo chciał spotkać Boga. Dobrze wiedział, że do miejsca, gdzie mieszka Bóg, prowadzi długa droga, zapakował więc do swojej walizeczki sporo herbatników, sześć butelek napoju korzennego i ruszył w drogę.




Kiedy przeszedł jakieś trzy skrzyżowania, spotkał starą kobietę. Staruszka siedziała sobie w parku i obserwowała gołębie. Chłopiec usiadł obok niej i otworzył walizkę. 
Już miał pociągnąć spory łyk napoju, gdy spostrzegł, że staruszka wygląda na głodną, więc poczęstował ją herbatnikiem.


Kobieta przyjęła go z wdzięcznością i uśmiechnęła się do chłopca. Jej uśmiech był tak piękny, że chłopiec chciał go ujrzeć jeszcze raz, więc zaproponował jej butelkę napoju. Staruszka uśmiechnęła się ponownie, a chłopczyk był zachwycony! Siedzieli tak przez całe popołudnie, jedząc 
i uśmiechając się do siebie, choć nie padło ani jedno słowo. 


Kiedy zaczął zapadać zmrok, chłopiec poczuł, że jest bardzo zmęczony, i podniósł się z ławki z zamiarem odejścia.
Nie zdążył jednak zrobić więcej niż kilka kroków, gdy nagle odwrócił się, podbiegł do staruszki i uściskał ją, a ona obdarzyła go swoim najpiękniejszym uśmiechem.

Gdy chłopiec przekroczył próg swojego domu, jego matkę zdziwił wyraz szczególnej radości malujący się na twarzy dziecka.


- Co takiego dziś robiłeś, że jesteś taki szczęśliwy? - spytała.

- Jadłem lunch z Bogiem - odpowiedział i zanim zdążyła zareagować, dodał:

- Wiesz co? Bóg ma najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem!



Tymczasem staruszka, również promieniejąca radością, wróciła do domu. Wyraz spokoju, który rozświetlał jej twarz, zastanowił jej syna do tego stopnia, że zapytał:

- Mamo, co dziś robiłaś, że jesteś taka szczęśliwa?
- Jadłam w parku ciasteczka z Bogiem. -
I zanim jej syn zdążył cokolwiek powiedzieć, dodała:
- Wiesz co? 
Jest znacznie młodszy niż sądziłam.


autor nieznany

P.S
Bądźmy dla siebie na wzajem Bogiem, toż życie będzie o niebo lepsze dla nas wszystkich. Wystarczy jeden ciepły gest... jeden uśmiech... tak niewiele a tak Wiele!

2 komentarze:

  1. Może to przypadek?
    Dziś do mojego tekstu o wymownym znaczeniu żali utyskiwań do Boga słyszanych na co dzień:

    "O wielki, co żeś uczynił wczoraj, gdy już wołają o jutro
    Nic wielkiego zachmurzyłem niebo trochę pomieszałem w sercach
    Ot tak by nudą nie wiało
    O wielki tylko tyle żeś uczynił, więc dlaczego wołają na Ciebie wielki?
    Z przyzwyczajenia jakieś dwa tysiące lat z okładem
    To prawda przyzwyczajenia są durne"

    Dostałem na nie pytanie:

    "Co my maleńkie ludziki możemy MU poradzić, że jesteśmy tacy niestrawni?"

    Odpowiedziałem z szczerą zadumą nad zdaniem:

    "W nieczytelności pragnień chwili, planowania na tydzień, rocznych obietnic, przyrzeczeń do końca życia jest sens Jego trwania przy nas. A że czasem chcemy za dużo nic na to nie poradzimy. Tak, więc lepiej nic nie radzić a żyć zgodnie z własnym sumieniem"
    D.P
    Przypowieść nieznanego autora jest wspaniały Ludwiko

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna przypowiesć :))))
    Iwcia :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawienie swoich odczuć...spostrzeżeń...myśli...