Przemyślenia...


Moje przemyślenia pisane Emocją... 
Odczuciem, co głęboko w sercu się żarzy... 
Nie zawsze wszystkim się podobające... Czasem zaskakujące... Zaskakujące nawet mnie samą, 
gdyż dopiero przy ich pisaniu poznawałam, 
co tak naprawdę czuję...
Ale One są jak najbardziej takie moje i tak jak czuję nie inaczej....

Ja Emocja :))






Teraz istnieję naprawdę

























Jest taki kwiat, 
który nawet mocno przyduszony 
potrafi na nowo zakwitnąć.
Tym kwiatem jest Kobieta.

Ludwika




Jest takie powiedzenie stare jak świat, które w dużym stopniu mnie irytowało, gdy je słyszałam ; "Co nas nie zabije to nas wzmocni". Irytowało, gdyż nie wierzyłam, że można się podnieść, że można z rozsypanych kawałków się pozbierać. Czułam się jak wazon rozbity nie raz, ale ze skutkiem uderzania raz po raz, aż się skruszył na drobiny nie do sklejenia. Sądziłam  jedynie, że jest to jedna z pocieszanek życia. 

Dzisiaj wiem, że jestem silna, a przede wszystkim Inna. Inna w każdym skruszonym kawałeczku, który dał się jednak scalić dzięki osobom, które moich tragedii życiowych nie odebrały jako trąd zaraźliwy, ale przytuliły do serca miłością z goła niespodziewaną. 

Pisałam już o pożegnaniu Agnieszki, zatem nie będę się powtarzać, ku przypomnieniu wstawiam link z archiwum Zapatrzenia:


To było. 





Wprowadzenie do Nowej Księgi Życia



Imię określa przyszłe życie człowieka „
 a także  
„Dopiero imię sprawia, że coś istnieje naprawdę”.




Teraz istnieję naprawdę, bo naprawdę mam na imię Ludwika
i rozkwitam na nowo, nazywając życie innym imieniem.




                                                                   






 Ciężka, niezmiernie długa noc dobiegła końca
koszmar zostaje w ciemnym wymiarze,
tam gdzie swój kres skupisko złych zdarzeń  ma.
Łzy senne spłukują moją twarz jak rosa świeżości nadając, 
ostanie rozdygotane myśli rozpływa  poświata dnia.
Budzę się ze snu... Budzę się do życia dla siebie - Ja!

                                                     Ludwika



Poniżej wyjaśnienie, co autorka miała na myśli bez konieczności doszukiwania się podtekstów, czy też nadawania słowom innych znaczeń, a także  nie zmuszania wysilania własnego umysłu:

  1. ciężka, długa niezmiernie noc - 20 letnie pożycie w związku małżeńskim;
  2. dobiegła końca - otrzymała rozwód
  3. koszmar zostaje w ciemnym wymiarze - zmiana nazwiska
  4. skupisko złych zdarzeń -  brak zrozumienia, brak miłości, poczucie bycia nieszczęśliwą, trwanie w tym
                                
                                  Ludwika





"I znów chce się żyć" śpiewam wraz z Patrycją Markowską:




"Wart było przejść, 
Przez to wszystko, by poczuć, że  
Odradzam się cicho...
 Silniejsza bo...
Dziś jestem wolna naprawdę od ciebie
Dziś jestem wolna tym bardziej od siebie
Z pajęczej sieci wyrwałam już skrzydła
Łatwiej mi oddychać!!!!!!!!"







Porozmawiajmy o Szczęściu. Co to jest Szczęście?



Wedle słownika języka polskiego:

Szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywne. 


Przez Podmiot  - buh! Brrr, co za określenie!  



Dla mnie Szczęście to stan uniesienia najwyższego, kiedy wszystko w Tobie się śmieje, kiedy sama łapiesz się na tym, że śpiewasz, uśmiechasz się do siebie, do ludzi, kiedy czujesz, że nie chodzisz, tylko unosisz się nad ziemią.

Tak, tak wiem wcale nieodkrywkowe, oczywiście dla wszystkich tych, którzy to już doznali, ale  ile  jest  jeszcze osób, co tęskni...  marzy...  oczekuje na nie. 


"Szczęście to coś na co czekasz, marzysz, tęsknisz,
a gdy się zjawia czujesz się i tak zaskoczony"
                                                  Ludwika



Z mądrości Sowiej:




I ważne jest, by się nie sugerować, co inni mają do powiedzenia na temat naszego szczęścia!!!

Szczęście to subiektywne odczucie i nikt nie jest w stanie tego zrozumieć, a tym bardziej Ci mówić, czy jest to dobre dla Ciebie, czy nie.  Natomiast jeśli się zasugerujesz czyjąś opinią, Twoje Szczęście może pęknąć jak bańka mydlana... 

Nie daj jej pęknąć!!! Zrób wszystko, by w swoim jedynym życiu jakie masz - poczuć to Szczęście!!!



Ponownie zaczerpnijmy z mądrości Sowiej:



Czasami, by dostrzec Szczęście, 
trzeba spojrzeć na swoje życie pod innym kątem. 

Czasami ten kąt, trzeba zmienić na inny, 
by móc je w końcu odczuć.

Czasami też trzeba postawić życie do góry nogami
by Szczęście odnaleźć.



                                                         

napisane 7 lutego 2014 r.





Dziś dzień, o którym najlepiej bym zapomniała....

Nigdy!!! Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ???!!!

Dlaczego musiał umrzeć mój Tatko ???!!! 

W tak młodym wieku miał zaledwie 37 lat.....


Był niesamowicie zdolnym człowiekiem, projektował, rzeźbił, malował... 

Po prostu człowiek złota rączka i o złotym sercu...

 Dzisiaj, gdyby żył pewnie byłby kimś Wielkim!



Bardzo mi Go brakuje......



napisane 24 stycznia 2014 r.




Jest czas pożegnań i powrotów

   Zatem powróciłam na Bloga, przyznaję brakowało mi go bardzo, ale musiałam się zdystansować do Świata i ludzi… To, co się dzieje dookoła i to jak ranią się ludzie kiedyś sobie bliscy odjęło mi chęć mówienia, pisania… 

   Powróciłam tak naprawdę dzięki swojemu dziecku, ukochanej Liduśce, która tak jak ja tęskniła za moim Zapatrzeniem. Ale tak naprawdę przekonały mnie jej słowa: „ Mamo to, że nie piszesz i milczysz, niektórzy uważają, że stchórzyłaś, przegrałaś”.

Nie stchórzyłam! – info dla tych niektórych!
I nikomu nic nie udowadniam, wracam do tego, co lubię robić i do Wszystkich, którzy lubią to czytać.

***

Jest czas pożegnań i powrotów – tak zaczęłam, gdyż…

                 Ja pożegnałam Agnieszkę tą trochę naiwną, bardzo  wrażliwą, otwartą na ludzi           z sercem na dłoni.... odeszła, mimo iż nie chciała, broniła się jeszcze, dużo płakała... Kilka razy zawracała... bo wciąż nie mogła uwierzyć, że tak została potraktowana przez najbliższe jej sercu osoby…

 ***
Cóż ja mogę o niej napisać? Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to, że żal mi tej dziewczyny…


          Kiedy rozpadło się jej małżeństwo – niektórzy zrobili wielkie oczy, iż to niemożliwe, przecież było takie dobre… Dobre dla kogo? - zapytam. Dla osób, które jedynie cząstkowo uczestniczyli w jej życiu, znali je z widzenia, ze spotkań towarzyskich, rodzinnych, ale czy znali je tak naprawdę od środka? Czy wiedzieli tylko tyle, co sami zobaczyli? I tyle ile ona sama o nim powiedziała? A ona przecież mniej mówiła częściej się uśmiechała.

            Teraz oczywiście  można jej zarzucać, że nie była szczera, że oszukiwała. Czyżby? A może ona po prostu chciała rozwiązać i uporać z się problemami sama, może nie chciała martwić innych i nie chciała przyznawać się do porażki jaką odniosła… Czyż nie jest tak, że wielu z nas postępuję dokładnie tak samo?…

                  A gdy podupadła na duchu, przeszła załamanie nerwowe, walczyła z depresją i o byt codzienny. Gdy robiła co w jej mocy, by się nie poddać, a przy tym jeszcze sumiennie wypełniać obowiązki wobec dorastającej córeczki, czy dzwoniła do kogoś z Was i prosiła o pomoc? Czy się nad sobą użalała? Czy wiecie coś o tym?

                Oczywiście są tacy, którzy wiedzą „coś” a nawet i więcej z ust kobiety, która powinna być jej najbliższa, a nie była… Choć w oczach innych za taką chce uchodzić i wiele temu poświęca czasu - dzwoni do wszystkich, których ma zapisanych w książce kontaktów i mówi… mówi… mówi… Co?  - wersję jej tylko znaną…..  Bywa nawet u tych, co wieki nie była i znów mówi… mówi… mówi… Mówieniem zagłusza sumienie.

                Mówieniem zabiła swoją córkę…  w ciężkich chwilach, gdy ona nie mogła się podnieść jeszcze słowami jak kamieniami ją obrzuciła… tak po chrześcijańsku  jak niewierną Magdalenę??? Przecież wierząca jest i nieraz na ambonie o tym słyszała jak ksiądz mówił, mówił też o synu marnotrawnym… to może myśli, że i jej córka powróci wedle wierzenia…

Córka marnotrawną nie była, to i nie miała do kogo wracać…
Ona po prostu odeszła, obita po odrzuceniu… braku wsparcia… wiary w nią i jej słowa… po braku zrozumienia… braku kochania…

Kiedyś na dzień matki napisałam, że:
Powinniśmy dziękować za miłość tą matczyną, którą nas bezwarunkowo obdarza: 
- Za miłość, która nigdy w nas nie wątpi, wierzy w nas i nam;
- Za miłość, która rozumie albo stara się zrozumieć, 
każde nasze poczynanie;
- Za miłość, która wybacza, każde nasze potknięcie, zagubienie;
- Za miłość, która chroni, przed złem i kolejnym upadkiem;
- Za miłość, która nie potrzebuje tłumaczenia, dowodów, niepotrzebnych słów; 
- Za miłość, że zawsze w chorobie i zdrowiu, 
w nieszczęściu i radości z nami jest. 
Za to powinniśmy dziękować Naszym Mamom!!!

Ona niestety nie mogła jej podziękować za bezwarunkową miłość.

***

                             Miała też wielkie grono Przyjaciół - tak się zwali i ona ich tak zwała… Byli gdy była słoneczna i uśmiechnięta, gdy im pomagała, gdy dobrze jej się powodziło… Byli… Dotąd dopóki nie zaczął się jej trudny czas, tu Przyjaciele zaczęli się wykruszać jedni po drugich. Dlaczego? Bo była dla nich zbyteczna, nieużyteczna? Bo nie mogli ze swoimi problemami przyjść, a jej kłopoty ich przytłaczały? A może bali się zarazić jej nieszczęściem jak jakąś zarazą?

                           Czy dzwonili do niej, gdy milczała? A gdy nie odbierała telefonu, pukali do jej drzwi, aż otworzyła? Czy byli przy niej, gdy przez łzy świata nie widziała, by pomóc jej podnieść się z ziemi, pozbierać z rozsypanych kawałków? Czy wiedzieli  tak naprawdę jak sobie daje radę z sytuacją, z chorobami, życiem przewróconym do góry nogami? Czy wiedzieli? A Wy wiedzieliście?

                       Jeśli odpowiedzieliście twierdząco to wiem, że byliście jej Prawdziwymi Przyjaciółmi, jej Najbliższymi, jej Rodziną. I wiem też, że byliście z nią do końca. Z mojego serca płynie do Was dozgonna Wdzięczność.

***

I taka moja myśl mi się zrodziła, jak to pisałam:
„Człowieka nie łamią problemy dnia powszedniego,  ile by ich  nie było
 – wytrzyma, jak drzewo dobrze ukorzenione. 
Człowieka łamią ludzie kłamliwi, bezlitośni w oszczerstwach, 
a najmocniej najbliżsi, co nie kochają i zdradzają 
– łamią go wówczas jak kruchą gałąź.”

***

… Zastanawiające ile Ona prawdy, tej gorzkiej prawdy odkryła w powiedzeniu - 

"Przyjaciół poznaje się w biedzie". 

A tu koniecznie trzeba dopisać, że matkę i rodzinę też…

                                             
                                                        Żegnaj Agnieszko!!!


Napisane 14 grudnia 2013 r.



Wczoraj był Dzień Ojca, miałam ten dzień
 jedynie przemilczeć nad grobem mego ukochanego Taty, 
ale niestety nie mogłam spędzić go tak jak chciałam w wyciszeniu, 
bo moje dziecko też nie mogło spędzić go tak jak zamierzało!

Z tą różnicą, że jej ojciec, żyje i ma się dobrze, a o jedynym dziecku nie chce pamiętać i tyle!!! Nie przyjeżdża do niej choć mieszka w tym samym mieście, chociaż ma nie jedno auto i ma do niej 15 minut drogi!!! Ba doszło i do tego, że nawet nie odbiera już telefonów od swego dziecka, nie oddzwania też !!! A to, że dziecko musi coś jeść i ma swoje potrzeby, że rośnie i wyrasta z ubrań są to nieistotne dla niego rzeczy!!!

Nigdy dla niej nie miał czasu zawsze był cholernie zapracowany, zagoniony. Czemu więc ona oczekuje, by znalazł teraz, kiedy ma swoje inne życie 
i jest wolny jak to sam nazwał?? Ponieważ nieustannie wierzy, że on się zmieni, że kiedyś przyjedzie i będzie dobrze, i będzie szczęśliwa.... 

Cóż... Ja też wierzyłam, przez 20 lat tak jak ona, że się zmieni, że będę szczęśliwa. Dziś niestety wiem, że zamiast lepiej było jedynie gorzej, a ja się tylko łudziłam. 





Przykro mi, że na to miano nie zasłużył, ale przecież trzeba być tym kimś wyjątkowym, bez udawania, kłamstw i czczych obietnic! Niestety on nigdy wyjątkowy nie był...  to i już nie będzie!!!



Z mojej strony mogę tylko przeprosić swoje dziecko, że się pomyliłam, że się dałam oszukać i że na ojca wybrałam jej takiego patafiana!!!


napisane 24.06.2013 r.


"Miała 30 lat i mogła się jeszcze podobać"

Tak pisał w książce „Kobieta trzydziestoletnia” Honore de Balzac – przyznaję, że 10 lat temu czytając właśnie tą książkę, byłam niezmiernie oburzona. Jakże mógł tak napisać!!! Jak mógł!! Akuratno kończyłam tyle lat i przyznaję mocno mnie zdołowało to zdanie. 

30 lat wydawało mi się czymś, czego Kobieta nie jest w stanie przeżyć. Moje przyjaciółki, co prawda mocno temu zaprzeczały, i mówiły bym nie przesadzała, iż nawet ogrodniczka nie powinnam tyle przesadzać. Czym mnie uspokoiły, dałam się im przekonać.



Jakież było moje zaskoczenie, gdy po kilku miesiącach, zadzwoniłam z życzeniami do jednej z pocieszających przyjaciółek, a ona miała, jak to nazwała „niesamowitego doła” (jej profesja ogrodnicza też dała o sobie znać) i ryczała od samiuśkiego rana. Z kolei druga nawet nie chciała przyjąć życzeń, i nakrzyczała na mnie, że nie mam serca, że jej przypominam o czymś tak okrutnym.

Moje Kochane Przyjaciółki M & M jak zawsze z naszej trójki jestem pionierką w doświadczeniu kończenia „niebanalnych” urodzin kilka miesięcy wcześniej niż Wy. I chcę tu Wam napisać, że Honore de Balzac miałby bardzo głupią minę, gdyby zobaczył kobiety XXI wieku, które niejednokrotnie wyglądają znacznie lepiej mając więcej niż 30-ści lat. Oj miałby się on z pyszna! Co by napisał, gdyby zobaczył NAS?? Wiem na pewno, że nigdy nie odważyłby się napisać tego jakże beznadziejnego zdania!


Okej... Zatem już od dziś niechaj to napiszę - Jestem kobietą 40-letnią (muszę się z tym oswoić jak ze zwierzęciem, którego wcześniej nie znałam). Hm... ciężko mi to idzie...





A czy mogę się podobać?? Może pytanie powinno brzmieć: - Czy chcę się podobać? Ech! Co to za pytanie prawda, która kobieta nie chce?

Hm... i cóż tu ku przerażeniu również mojemu napiszę... iż znam to z autopsji (mam to 22 letnie doświadczenie). Niestety może być taki czas w kobiecym życiu, że przestaje zwracać uwagę, czy się podoba, czy się chcę, czy ma podobać.... ponieważ straciła sens... zatraciła się... zgubiła... 
W prostym języku przestała czuć się kochana, akceptowana.

A przecież:

Kobieta niezależnie od wieku może podobać się sobie samej. A już na pewno podoba się sobie, gdy jest zakochana i czuje się kochana. Wówczas podoba się wszystkim.”
                                                                      Ludwika



Toteż – przepraszam za brak skromności - Podobam się sobie i wcale tu nie mam na myśli tylko urody i nie jest to żadna kokieteria...no może trochę :))

Chodzi mi mianowicie o swoje zapatrzenie - podejście do życia i o kroki jakie w nim poczyniłam. Kroki, decyzje, może trochę spóźnione, ale liczy się fakt, iż w końcu zostały przeze mnie podjęte. A ja odzyskałam sens – a przede wszystkim tak jak już wcześniej na blogu pisałam - Odzyskałam Siebie!

Niestety to prawda, że jak dochodzi się do pewnego wieku, gdzie duża część życia już za nami, a przed nami niewiadoma lat... To zostajemy siłą rzeczy zmuszeni, by zrobić rachunek matematyczno-filozoficzny: tyle dobrego, tyle złego zrobiliśmy, tyle nas spotkało, tyle otrzymaliśmy, a dostało nam się tyle...itp.

Jest też jeszcze drugi rachunek najważniejszy - rachunek wewnętrzny,  w którym kołacze się pytanie - „Czy czujesz się spełniona, znaczy Szczęśliwa?”.
I tu zgodnie z prawdą trzeba sobie samej odpowiedzieć w końcu, nareszcie tak od serca szczerze – "tak" bądź "nie" - w zależności... Tych zależności od nas samych przecież zależnych.


To pora odpowiedzieć sobie samej szczerze - „Czy czuję się spełniona, znaczy Szczęśliwa?”

Odpowiadam:
- Tak! Tak! Tak!
- Mam 40 lat i mogę się jeszcze podobać panie de Balzac! 
- A dlaczego? Bo kocham i jestem kochana!!




Tak do posłuchania... urzekła mnie ta piosenka:




Napisane 15 marca 2013 r.





                  Nawet krzesło potrzebuje oparcia”

                           Ludwika


Krzesło potrzebuje oparcia,
by być  tym, czym zostało stworzone...


A my jak mamy się czuć, 

kiedy oparcia u bliskich zabrakło??


Kiedy problemy lawinowo na nas spadają,

kiedy cały czas mamy pod górę, 

i sił brakuję, by iść dalej...

A oni - Ci najbliżsi podobnież - 
jeszcze swój ciężar dokładają...



Jak wówczas my się czujemy....???

Jedna myśl mi tylko do głowy przychodzi
- Czujemy się jak taboret!




"A Krzesło, taboretem się stało"

- tak według wiary - niewiary,

tak  w imię 'uczuć' rodzicielskich.



I woli nim pozostać, niż na niby oparcie mieć !!!  





Wstawione 17 grudnia 2012 r.

"Sowy nie gęsi swój język mają"
Ludwika




Język.... język rodzinny....język ludzki... język miłości.... język obcy...

Czyż ten wymieniony na samym końcu nie jest nadużywany najczęściej?

Oczywiście nie mam tu na myśli nauki, czy też porozumiewania się 
w języku innego państwa. Ale mam na myśli używanie tegóż języka 
w celu do którego nie jest w gruncie rzeczy przeznaczony, czyli aby komuś dopiec, ubliżyć, obrzucić błotem, czy też obsmarować.

Język obcy w mym znaczeniu to język bez zrozumienia, ba bez porozumienia!

Bo czyż nie na każdym kroku słyszymy mielące jęzory.... ?
Widzimy wypadające żaby, a nawet ropychy z ust....?
Spotykamy się z tak zwaną „łaciną” już nie jako przecinkiem, a całym zdaniem....?

Czyż nie na każdym kroku słyszymy ludzi prowadzących nie dialogi, tylko peany monologowe - w prostym tłumaczeniu, bez dopuszczenia drugiej strony (druga strona jest tylko i wyłącznie słuchająca) - jaki, jaka jestem super, a reszta jest be....?

Tak jak w myśli A Bierce'a:

Ja - pierwsze słowo naszego języka, pierwsza nasza myśl, pierwszy obiekt miłości.”

Przyznacie mi rację, iż spotykamy się z tym, i to zbyt często, a nader często nas to dotyka pośrednio, lub za plecami.

A przecież jak wymieniałam, to przed tym obcym jest jeszcze język miłości, ludzki, rodzinny... Czemuż tak mało jest go w użyciu....? Zanika, umiera śmiercią nienaturalną, bo zabijaną przez ludzi...?
Językoznawcy twierdzą, że język jest zmienny i ewoluje, ale śmiem twierdzić, że my się cofamy i używamy języka zwierzęcego, którego z rozmysłem nie wymieniłam na początku, a dodatkowo skracamy go do prostych, zwierzęcych dźwięków. np.: nara, cze, i tp. (nie znoszę ich zatem więcej nie zamierzam wymieniać).
Czyż poniższy cytat napisany przez Nestroya nie mówi sam przez się:

Język ma nas odróżniać od zwierząt; niektórzy jednak właśnie przez to, co mówią pokazują jakimi są bydlakami.”

Zatem po co komu używać tego języka?

Lepiej niech milczy! Albo zamilknie! 

Tak na sam koniec przed p.s., wrócę do swej myśli - nigdy nie czułam się Gęsią! A zawdzięczam to swojemu Tacie, który powiedział mi cenne zdanie :"Jeśli masz gadać głupoty lepiej nic nie mów". To też nic nie mówię... jedynie od czasu do czasu pohukuję (*,*)

                                                                Ludwika


P.S.

Jeśli chcesz poznać inne języki - Naciśnij -  Sowa  * - i posłuchaj jak porozumiewają się poszczególne rodziny sowie...
A także dowiedz się, co nieco o Sowach (*,*)


* Link ukryty pod Sową  przeniesie Cię na stronę youtube.com.


Wstawione 18 września 2012





26 maja - Dzień Matki

Być Matką jest czymś niesamowitym i wiele już na ten temat rozprawek, poematów napisano, w których dzieci dziękczynnie matkom hołd swej miłości składają.

Ja swojej mamie dziękuję, za to, że się urodziłam, po prostu za to, że Jestem! Oraz za genetycznie przelaną we mnie wrażliwość, która co prawda w różny, sposób objawia się w moim życiu, ale przede wszystkim za tą, która z Weną jest połączona (moja mama też wiersze pisała, odziedziczona z dziada pradziada).
I dziękuję za kolor ulubiony - Fioletowy, który wyssałam razem z mlekiem (schowane było pod bluzką fioletową) i za swoje pierwsze fioletowe automobile (wózek).

'(…) Noc przesuwała się nad nami
Jak nitka snutej pajęczyny
Pytały się nas senne kwiaty -
Za czym i po co tak błądzimy.
Księżyc pojawił się na niebie
Rozjaśnił mroku złe tumany.
Ja przytuliłam się do ciebie
      Szepnąłeś – „jestem zakochany” '
                    Bożena Więcławska


Dziękuję tej 'Nocy snutej pajęczyną'
podczas, której szedł chłopiec z dziewczyną,
że swym urokiem spowodowała,
iż ta para małżeństwem się stała!

Dziękuję Księżycowi,
'co rozjaśnił mroku złe tumany',
iż nie był wtedy zbyt zadumany
i swym srebrnym blaskiem sprawił,
że owoc miłości,zalążek dziecka się pojawił.

A w tym zalążku wena twórcza
genetycznie się zasiała,
gdyż moja mama, wiersze
od najmłodszych lat swych, pisała.

To też i ja życie swe wierszem zapisuję
dla Ciebie Mamo dziś w podzięce rymuję.
Ludwika


Napisany 12 lutego 2005



Matka może dać istnienie i może je zabrać.
Ona jest tą, która potrafi tchnąć nowe życie,
i tą, która niszczy; 
potrafi dokonywać cudów miłości -
i nikt inny nie potrafi zadać większego bólu niż ona”
Erich Fromm ' O sztuce miłości'

Otóż to Matka - czy przez to, że nas poczęła i urodziła, a nie "wyskrobała", to my jesteśmy zmuszeni dziękować jej do końca życia???
Czyż mieliśmy jakąś możliwość zadecydowania o tym pojawieniu? Czemu w momencie, gdy nas na świat wydała – musi stać się przez nas czczona i świętością obdarzana? Czemu narzucane mamy dziękowanie, za to, iż ktoś postanowił mieć dziecko, bądź przypadkiem ma dziecko?


A powinno być, tak:

Matka to przecież najbliższy człowiek'
Maria Nurowska 'Wyspa na lądzie'


Powinniśmy dziękować za miłość tą matczyną, którą nas bezwarunkowo obdarza:
- Za miłość, która nigdy w nas nie wątpi, wierzy w nas i nam;
- Za miłość, która rozumie albo stara się zrozumieć,
każde nasze poczynanie;
- Za miłość, która wybacza, każde nasze potknięcie, zagubienie;
- Za miłość, która chroni, przed złem i kolejnym upadkiem;
- Za miłość, która nie potrzebuje tłumaczenia, dowodów, niepotrzebnych słów;
- Za miłość, że zawsze w chorobie i zdrowiu,
w nieszczęściu i radości z nami jest.
Za to powinniśmy dziękować Naszym Mamom!!!


Ale bywa też i tak:
Matkę (...) poznaje się po miłości,
a nie po łonie,
które wyrzuciło cię na tę ziemię.” 

Veroslav Mert
*****
Kobieta zapatrzona w siebie, władcza i zaborcza,
może być „kochającą” matką,
póki dziecko jest małe.”
Erich Fromm 'O sztuce miłości'

Nie da się jednak dziękować matce, która uważa, że już choćby przez to, iż jest naszą matką należy się jej szacunek i uwielbienie, że nas rodziła w mozole i bólu, tyle przez nas wycierpiała, że musimy jej hołdy składać! Że nam swoje życie poświęciła, że przez nas życie swe straciła! Nie da się dziękować, gdy twierdzi, że ma prawo za nas decydować bez końca, wtrącać się w nasze dorosłe życie, oceniać nas wedle swoich poglądów! Od takich matek się odchodzi, bo tak naprawdę kochają same siebie, a nie - nas - dzieci swe...

Gdyż:
Dziecko ma też godność i to trzeba umieć uszanować,
 tak jego swoisty charakter, upodobania i osobowość.”
Małgorzata Musierowicz 'Opium w rosole'

Bo czyż nie, jest tak, iż to wszystko, co matka dziecku swemu ofiaruje, to dziecko jej odda? Zatem ile miłości, ile opieki, ile zrozumienia, ile wybaczenia, matka okaże, tyle sama otrzyma?

Jestem jej matką, a więc osobą, 
która zna ją mniej niż ktokolwiek inny.”
Eric-Emmanuel Schmitt 'Tektonika uczuć'

Moje relacje z matką, tak naprawdę nigdy nie były dobre, może za wyjątkiem jak byłam małym dzieckiem? Nie wiem. Niewiele pamiętam z tego okresu, natomiast to, co zapamiętałam nie jest do końca miłe wspomnieniowo. Cóż nasze stosunki były tylko na poziomie poprawnym, częściej jednak na ujemnym. Różnimy się tak mocno pod wieloma względami, że wolałam zawsze być podobna do taty i wiele czyniłam i starałam się, by nie być taka jak ona.
Jaka była, jest? Nie jest złą kobietą, ale niestety patrzy na wszystko przez pryzmat siebie, ten pryzmat egoistyczny, który mocno boli
w odczuciu. Próbowałyśmy przez długi czas być dla siebie przyjaciółkami. Starałyśmy, starałam, ale co to za przyjaźń jednostronna, kiedy masz ewidentnie postawione, co ci wolno, a co nie, bo jesteś dzieckiem, nieważne, że już dorosłym. I słuchanie też jednostronne, słuchałam, słuchałam, słuchałam, a Ona mnie wybiórczo, niekoniecznie do końca...
a potem 1000 niedomówień...morze łez...
A kiedy przestałam mówić, okazało się jeszcze gorzej, 
bo 1000 domysłów...ocean łez...
Ciężkie współżycie z własną matką...
Kochamy się, ale za nic nie rozumiemy...


Kobieta zmienia się, gdy zostaje matką”
Hay Elizabeth 'Magia pogody'

Teraz kiedy jestem dorosła i wyruszyłam już dawno w swoją drogę, sama zostałam Matką.

Zawsze chciałam mieć dziewczynkę, by przekonać siebie i udowodnić sobie, że można znaleźć wspólny język z własnym dzieckiem.


Urodziłaś się po to,
bym mogła Cię kochać
i spełniać jako Matka”
Ludwika


Ale jaką jestem??? Jeszcze w 100 % tego nie wiem. Żeby znać odpowiedź muszę poczekać, aż moja córeczka dorośnie i sama odpowie mi na pytania, jaka dla niej byłam...? Co dla niej zrobiłam...? Czy spełniłam się jako matka?

Czy udało,uda mi się darzyć miłością bezwarunkową w każdej sytuacji? Oczywiście, że robiłam, robię i zrobię wszystko, co w mojej mocy dla swojej Ukochanej Córeczki. Staram się i będę starała, by miała jak najszczęśliwsze dzieciństwo, choć nieprostą drogą musiałyśmy pójść po to szczęście... 

Ludwika



Najważniejsze




Ludzie < Ludziska
Bliscy < Dalecy
Gdy Ci nie wyszło, to litują, współczują...
Gdy sobie nie radzisz, skorzy do rad, rada za radą radzą...


A gdy Jesteś zaradna patrzą z niesmakiem, 
że nie mogą 3 groszy swoich wsadzić...

Gdy płaczesz, to Cię pocieszają...
Gdy Ci źle, to  litują, współczuwają...

A gdy Jesteś Szczęśliwa, mają Ci za złe, 
że się obnosisz ze Swoim Szczęściem...

Nieważne, co ludziska, dalecy myślą!!!
Najważniejsze jest to, że jesteś w zgodzie sama ze sobą
i czujesz się SZCZĘŚLIWA!!!


Ludwika

Wstawione 17 kwietnia 2012




5 Gównianych Spostrzeżeń
  1. Gówno - to coś, na co nigdy byś nie zwróciła uwagi,
    gdyby nie fakt, że leżało na środku Twej drogi.
  2. Ówno - obok, którego ciężko jest Ci przejść obojętnie, 
    gdy jego fetor dociera do zmysłu wyczulonego
    i zakłóca poprawne myślenie.
  3. Wno – które bezczelnie przylepia się do Twej podeszwy życiowej
    i zamierza odbyć resztę drogi z Tobą.
  4. No – tak omamia, ludzi swym wyglądem, że już nie wiedzą,
    czy powinno się to sprzątnąć, czy jest to naturalny obraz ludzkiego środowiska
  5. O - i na koniec chcą Ci wmówić, że da się to przeżyć,
    a nawet idzie się do tego przyzwyczaić.

Na, co ja Wszystkim Omamionym przez Gówno powiem jedynie tyle,
że ja cieszę się, że już przejrzałam na oczy, że widzę poprawnie, zatem teraz czas na WAS !! Smutne jedynie i szkoda tylko, że Gówno silniejszy ma zapach od Prawdy! Ale skoro to wolicie... Wasz wybór...

Ludwika


Wstawione 16 kwietnia 2012





Co ludzie powiedzą?
A co mają mówić?
Jedna baba drugiej babie....
Gdzieś wyczytałam, że to jednak faceci są największymi plotkarzami. 

Zatem jeden facet drugiemu facetowi, coś powie, 
coś nagada...
(oj tak oni lubią nagość
w każdym calu)
i tyle jego, czy też ich,
bo na pewno nie moje.


A przecież moje życie jest jedno i ważne jak Ja - je przeżyję, a nie,
co kto o nim powie, czy jakaś baba, czy facet jakiś, prawda?

No dobra, przyznaję, kiedyś tym mocno się sugerowałam, zastanawiałam, a jak na to inni spojrzą, co pomyślą, gdyż tak zostałam wychowana, w tradycji wymownych spojrzeń i opinii sąsiedzkiej.

Przez co, to teraz już wiem - byłam w zawieszeniu w swoim własnym życiu, bo zamiast podejmować śmiałe decyzje, nawet te niezgodne
z wymogami, zasadami nakreślonymi przez „co ludzie powiedzą”,
ja wolałam unikać sądów i tkwić w swoim błędnym myśleniu. 
W swoim życiu, które z roku na rok, coraz bardziej płynęło pod prąd,
a ja, coraz bardziej w nim niknęłam.

Aż w końcu się roztrzaskałam...bolało...  Bolało mocniej, bo ile było przy tym tego „ludzkiego gadania” (o ile można je ludzkim nazwać).
I zaczęło się jedna baba drugiej babie, jeden facet z drugim facetem
i z babą też, a co, czemuż nie. Nagadali się, nadebatowali, nakiwali głowami w niedowierzaniu - czemu do tego dopuściłam, czemu nic nie mówiłam, czemu tak trwałam, czemu się tak dałam, czemu to, czemu tamto.... 

I nasuwa się pytanie, gdzie w tym wszystkim jestem ja? 
Otóż to... mnie nie ma... Mówią o mnie, jakby mnie nie było, 
bo mnie nie ma.
Leżę roztrzaskana na kawałki... Zwijam się w bólu i staram się odpowiedzieć na wszystkie „czemu”. 

Na wszystkie „czemu” - sama sobie.

I kolejne istotne nasuwające się pytania.
Ile jest takich osób jak ja? A ile już uporało się z tym?
Ile wydostało z pęt narzuconych przez wzór wychowania, służący sąsiadom do zabijania ich nudnego życia i trwania również w błędnym myśleniu. 

Bo czyż właśnie w tym „czemu”, oni samych siebie nie powinni pytać?

                                                                    Ludwika






Tak Urodzinowo....

I tak...mam 39 lat...nie jestem młoda, nie jestem stara - dziwny wiek...?? Bo nawet nie jestem ryczącą 40-stką, która może wiele!!!

A ostatnio po rekrutacjach do pracy (usilnie poszukuję wciąż i wciąż swego Pracodawcy), kiedy nie mogli mnie zakwalifikować w grupie czy młoda, czy stara...coś we mnie trzasnęło.... ?? Nie trzasnęła Walnęło Wielkim Hukiem  - Grom Jasny mnie trafił!!
Jestem w wieku niezidentyfikowanym. 

A przecież nie czuję się źle we własnej skórze, ostatnio powiedziałabym nawet... to znaczy tu zapisała, iż czuję się coraz lepiej w niej. 
Wiem, czego chcę, wiem, co osiągnęłam, co straciłam, co mam, czego nie mam, na ile mnie stać. To takie podsumowanie, co za nami,
co przed nami, ale przecież dochodzi się do takich momentów w życiu, by je podsumować, nie tylko ze względu na wiek, prawda? 
To nie robi się w wieku dziwnym??

Bo jak to jest ...wiemy, że latka biegną...zdmuchujemy coraz więcej świeczek..tak, tak można zawsze dwie, tylko ostatnia cyferka przybiera inne kształty...czasem ta pierwsza się zmienia z wiadomej zależności...

We Francji jest fajny zwyczaj, który mój dziadek stosował, kiedy przekroczył 70-tkę, iż odwraca się cyfry, czyli mając 72 mówił, że ma 27  i co? Był młodszy swego czasu od własnej wnuczki :))

Nie ja ich, teraz nie mogę przestawić - o rany !!! Przecież to daje 93 lata - ha! Swoją drogą niezły szmat czasu przeżyłam, a ile doświadczeń, i nawet nie mam tak dużo zmarszczek :))

A tak...mam 39 lat...nie jestem młoda, nie jestem stara - dziwny wiek...



P.S.
Nie zapomnę :)))

Taka piosenka for me...tak SOS - Samej Od Siebie w prezencie: 
Potrząsnąć słodkim drzewem:





Wsiąść do pociągu...


Wsiąść do pociągu byle jakiego
nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet
ściskając w ręku kamyk zielony
patrzeć jak wszystko zostaje w tyle...”


'Remedium' słowa Magda Czapińska, muzyka Seweryn Krajewski, śpiew Maryla Rodowicz   Naciśnij - Do posłuchania




Kiedyś się zastanawiałam, czemu te słowa tak do mnie trafiają. Czemu jest to jedna z moich ulubionych piosenek...?

Teraz dobrze to wiem... Niestety wiem - miałam takie sytuacje w życiu, czułam się przyduszona ciężarami, brakiem zrozumienia, i miałam wszystkich i wszystkiego dość, siebie oczywiście, albo niestety też !!! Teraz jeszcze miewam takie odczucia.  

Toteż chciałam...
Bardzo chciałam wsiąść...
Do byle jakiego i jechać byle gdzie,..
Oby tylko jak najdalej... jak najdalej...

Jednak ciągle, za każdym razem włączały i włączają mi się hamulce - nie te ręczne (pociągnij w razie potrzeby), tylko te moje wewnętrzne, samozachowawcze. I wcale tu nie chodzi o odwagę, by wsiąść, odjechać od tego, co dusi, przygnębia, ból zadaje, bo wiadomo, że jest to ucieczka.
Lecz na ucieczkę trzeba się odważyć, pomimo tchórzostwa jakim jest sama w sobie ucieczka.

Jednak jak uciec, odjechać od samej siebie ??
W końcu jeśli już to zrobię i wsiądę do pociągu byle jakiego, to wsiądę z samą sobą, prawda ?? A ze mną wsiądzie cały niechciany i doskwierający bagaż, który chciałam porzucić za sobą, zostawić tak, od tak na dworcu.
Bo on niestety jak rzep, co czepił się psiego ogona (w tym przypadku mnie), nie tak łatwo daje się oderwać przecież.

Zostaje jeszcze poczucie obowiązku i reakcja bliskich....
Nie da się ich upchnąć w innych wagonach, to nie pociąg Tuwima a la Ja, gdzie:

W jednym wagonie 
same niedomówienia i żale,
w drugim spojrzenia pełne wyrzutów,
w trzecim jedno „ale” na drugim „ale”,
a w czwartym rozpacz ledwo się mieści.
A jest tych wagonów, chyba ze czterdzieści
i sama nie chcę wiedzieć, co jeszcze w nich się mieści.

Zatem stoję na stacji życia i przepuszczam pociąg
za pociągiem - towarowy, osobowy, Tuwimowy,
ten a la Ja też....

...i ściskam i trzymam się tego zielonego kamyka – tej nadziei, co przyniesie ulgę, wyciszenie, ukojenie...

                                                                       Ludwika

Napisane: 22 lutego 2012





Po co komu łzy


Komu komu, bo idę do domu....
A nie pójdę dopóki, dopóty nie sprzedam - wszystkich moich łez!!

Tak wiem, kto by je kupił...? Chociaż dobry handlowiec wszystko sprzeda, a ja ponoć nim jestem. Tylko, że w tym wypadku to jestem niestety bardziej producentką i tą od tych słonych produktów.
Szkoda, że nie można za nie słono płacić - tzn. słono je sprzedawać :))
Byłabym bogaczką! Oj byłabym była...

A tak - mam ich szczerze dość i moje oczy też, one zapewne bardziej!! Bo czy moje oczy muszą znajdować się w tak zwanym mokrym miejscu??? Kto je tam osadził, do cho..... grzecznie pytam??? Czy Wy też tak macie, czy tylko ja wylewam te hektolitry, czy może
(tu nie powinno być 'może' z błędem ortograficznym tylko - ocean) gigalitry? Jak jest z Waszymi oczami, oczyma???




Zastanawiałam się nad ich kolorem (moich oczu oczywiście), gdyż są koloru zielonego. Niektórzy mi mówili, iż można utonąć w tej głębinie zielonej... Ha! A ja kiedyś sądziłam, że to jest zaleta - czytaj komplement - hm... a to wada była, usterka oczna!!! Dlatego tak ciągle tonę! Tylko czemu ja?!

No tak człowiek z wiekiem się uczy, to czemuż się nie oducza?

Na przykład tak oduczyć się używać łzy - genialne nie sądzicie?

Jak dla mnie genialne, a w mym przypadku przy braku geniuszu,
brak też tej możliwości....

Wiem...wiem są tacy, co wszystkie wypłakali, są tacy, którzy ich nigdy nie mieli, są tacy, co ich nie używają i tacy, co używają ich tylko
w wyjątkowych chwilach... Dla mnie są oni Szczęściarzami!

Bo moje, co tu dużo gadać nie dają się wypłakać, wyryczeć, wywyć,
czy jeszcze jakieś inne zwierzęce określenie.
Niestety one ciągle, nieustannie są! A co najgorsze, że same się leją,
tak samowolnie, tak asertywnie - słowo na czasie - czyli, że co - płyną z trendami?? O rany! To powinnam być jeszcze dumna, może (ocean)?
Nie! Nie! Nie! I jeszcze raz Nie!!!

Zatem zadam Wam to pytanie tytułowe
- Po co komu łzy..?

Och tylko mi tu nie poddawajcie tematu, że oczyszczają i inne tego typu aspekty zdrowotne. Bo ja już powinnam czuć się jak młody Bóg
i tryskać.....no właśnie czym? Gdyż ja oczywiście tryskam łzami!

Czekam z niecierpliwością na Wasze odpowiedzi - tak zwane tu ślady...

                                                  Ludwika

Napisane: 9 lutego 2012




Kiedy ma się bałagan

Kiedy ma się bałagan, wiecie nie taki codzienny, mieszkaniowy nieład, gdzie wszystko się piętrzy… ale taki osobisty myślowy,
to zastanawiacie się wówczas skąd się wziął?

Ba zapewne tak, a zapewne nie,
 bo czasem brak czasu zupełnie.

Ja jak się nad tym zaczęłam zastanawiać to do chodziłam do wniosków do których dochodzić się nie powinno. Zapytacie czemu? Ano temu, że tu gdzie byłam, tu gdzie się znalazłam – chodzi mi oczywiście o dany moment życiowy – nie powinnam tak tego odbierać, tak to czuć. 

I wówczas, co robiłam? Stosowałam taktykę 3 małpek. 
Błagam Was
na wszystkie świętości
 
i na te małpy też  nie stosujcie tego sposobu!!!!

*Dla tych , co nie wiedzą, co to za taktyka i dzięki temu są 
Szczęśliwcami tłumaczę – taktyka 3 małpek:

nie widzę, nie słyszę, nie mówię.




 
A ja stosowałam ją… czyli szłam dalej, czasem biegłam, czasem stałam, upadałam
 i cofałam się (jedynie wspomnieniowo), a małpy były ze mną. Coraz bardziej rozbrykane, coraz bardziej wchodzące mi na głowę, przyduszające swoim ciężarem. Bo wiecie okazało się, że one też rosną. 
I kiedy kolejny raz zatrzymałam się,
 a może mocniej upadłam, odczułam dokuczliwy ból w okolicy serca i poczułam (bo nie ma małpy, co mówi: - nie czuje), że mam taki bałagan w sobie, że cała się w nim zgubiłam, że mnie to już chyba nie ma… Bo gdzie byłam??? Patrząc w lustro nie widziałam siebie i mimo, że je mocno przecierałam, a sobie robiłam mocniejszy makijaż – nie widziałam własnej twarzy. Nawet jak robiłam do niego znaczy do lustra małpie miny (proszę znowu małpy…cała tak jakoś przesiąkłam nimi), nie pomagało. 

N
iestety nie widziałam tej, która była pełna wiary, optymizmu
i z błyszczącymi oczami – proszę następuje tu czas
 na antonimy, a tego wiele ostatnio w moim życiu jak pisałam w poniższym przemyśleniu.
I jak Sami zauważyliście czytając je, że mam niezły bałagan myśleniowy, gdyż zaczęłam 
od siebie, a skończyłam na biednych zapracowanych Chińczykach i jakoś tak anty rasowo to zabrzmiało. Nie mam do nich żalu za swój życiowy bubel, bo przecież sama jestem sobie kowalem, sama sobie tak pościeliłam (wedle powiedzenia ulubionego mej matki – „Jak se pościelesz tak się wyśpisz”) i schrzaniłam tą podkowę i się 

nie wysypiam…

Wracam do mego bałaganu… o rany wolałabym nie, ale sama zaczęłam ten temat, to muszę zakasać rękawy i wywieźć 3 małpy
 do Zoo - póki,
co to tam ich miejsce
 (na bilet do Afryki nie mam kasy). 
Czyli po pierwsze muszę otworzyć oczy
 i zobaczyć, czy jest coś jeszcze do uratowania. Po drugie usłyszeć – usłyszeć własną intuicję, siebie samą. Po trzecie mówić – ba nawet wykrzyczeć te wszystkie zaległości, oblepienia.

Zatem pamiętajcie - kiedy ma się bałagan ten myśleniowy
to od razu trzeba przystąpić do dzieła, pozbyć się go, bądź jego przyczyn i nie dać sobie wejść 
na głowę żadnej małpie, ani żadnej innej zwierzynie – zostawiam Wam pełną dowolność dopasowania samym sobie, czy to jest teściowa…mąż…żona…czy ktokolwiek inny...



Do kolejnego zamyślenia…


Ludwika

Napisane: 23 stycznia 2012




Przeciwwstawne

Słodko - gorzko...
Radośnie - smutno...
Miłośnie - ozięble...

Pytam: - Czemu tyle w mym życiu antonimów?
I co słyszę: - Przeciwstawne lubią się wstawić, tam gdzie ich nie lubią.

    A przecież życie na nieustannej huśtawce, przyczynia się do zawrotu głowy, by nie wspomnieć o.... nie nie wspomnę, bo wiecie o co mi chodzi, prawda? I znów przeciwstawne słowo, że nie wiecie. 
O rany nie chciałam tego nazywać po imieniu, ale okej wiadomo, że jak za długo się huśtacie to od tego robi się najpierw dobrze, a potem, co? Już wiecie prawda, to sami sobie dopiszcie ten niedobry antonim, bo ja ich mam szczerze dość - tych złych oczywiście. 

Tak pamiętam z nauk filozoficznych, 
iż  w życiu jest tak, że jak jest dobrze, to musi być też... tak zwana równowaga. 
Jednak po podsumowaniu swego czasu życiowego i losu, czym mnie obdarzył, dochodzę do wniosku, że trafiałam nieustannie na buble made in China. 

Czyli wiecie o czym mówię (znaczy piszę) na początku takie pięknie,
ba nawet zachwycające,  a z czasem zanikają kolory 
i wyłazi toksyczna szarość, w której usiłujemy odnaleźć to, co nas urzekło i ciągła nadzieja, że odnajdziemy, co szukamy - nawet w tym, co dawno powinniśmy
z utylizować. 

A dlaczego? Proste, bo Ja i Wy przynależymy do narodu o wieloletnich przyzwyczajeniach, a nie jednorazowych, o długoterminowych uzależnieniach, a nie 5-minutowych, i dlatego doszukujemy się wartości tam, gdzie jej najzwyczajniej nie ma i nie było.

Przez te nasze wpojenia rodzinne nie zauważamy, że świat się zmienił, pobiegł do przodu, aż zżółkł tak jakoś nieładnie (przez ten bieg?), zmienił spojrzenie na jakieś takie krzywe i wszystko jest takie jakieś.  
Oby tylko nie zieleniał - chyba nie ma takiej rasy?...
Kurczę podobno tacy są kosmici. 

     A jak ma to się do równowagi i przeciwstawnych sami zobaczcie:
Polska - Chiny
Biel - żółć
Indywidualność - masowość

A ja narzekam, że za dużo w moim życiu antonimów???

Ludwika

Napisane: 23 listopada 2011
******************************************************


Staje się Blogmenką

Przymierzałam się 5 lat - tak wiem, wiem - niekiedy przymiarki trwają
5 chwil - ale nie rozwódźmy się nad tym (nie znoszę słowa "rozwódźmy"  nie dlatego, że bliskie skórze i nie dlatego, że takie normalne  -nienormalnie) to też proszę, czy też better - please!!!

Po prostu staję się...zostaję Blogmenką dla Was, a zapewne i bardziej pewne dla Siebie. Ale - mam ale - co tu będę owijać w bawełnę (przecież wiadomo, że na rynku jej mało), piszę tu i teraz, by Ktoś zajrzał, spojrzał, zaczytał, ślad zostawił...by też wrócił... hm...póki, co marzenie początkującej Blogmenki?? A może powinnam napisać Blogwomenki?? Bo słowo "bloggerka" - do mnie nie przemawia - a już ta końcówka "-erka" to w ogóle brzmi jak pogotowie - zbyteczne skojarzenie? 
Nieważne, ważne, iż Ja sama od dziś nazywam Siebie Blogmenką. hehehe  

Muszę tu jednak przyznać, że mało przeczytałam (czytaj prawie wcale) blogów, a czy to dobrze, czy to źle iż nie mam wzorców, swoich blogowych idoli (ba pewnikiem i to zmienię - do tego też się przymierzam, byle nie zajęło mi to kolejnej 5-cio latki). Póki, co startuję bez podpatrzeń, nakierowań i tym podobnym rzeczom - startuję tak najzwyczajniej sama z się.

Co i tak ma się tak , że Zaglądający ocenia po swojemu,
po ichszemu, po krytycznemu, cóż...
Zatem Mój Blog zostawiam w rękach, znaczy w odczytywaniu
i odczuwaniu oczywiście Zaglądającego.

Do kolejnego zamyślenia hahaha 

Ludwikaxv 


Napisane: 23 listopada 2011

Brak komentarzy: