Kiedy ma się bałagan, wiecie nie taki codzienny, mieszkaniowy nieład, gdzie wszystko się piętrzy… ale taki osobisty myślowy,
to zastanawiacie się wówczas skąd się wziął?
Ba zapewne tak, a zapewne nie, bo czasem brak czasu zupełnie.
Ja jak się nad tym zaczęłam zastanawiać to do chodziłam do wniosków do których dochodzić się nie powinno. Zapytacie czemu? Ano temu, że tu gdzie byłam, tu gdzie się znalazłam – chodzi mi oczywiście o dany moment życiowy – nie powinnam tak tego odbierać, tak to czuć.
I wówczas, co robiłam? Stosowałam taktykę 3 małpek. Błagam Was
na wszystkie świętości i na te małpy też nie stosujcie tego sposobu!!!!
*Dla tych , co nie wiedzą, co to za taktyka i dzięki temu są Szczęśliwcami tłumaczę – taktyka 3 małpek:
nie widzę, nie słyszę, nie mówię.
A ja stosowałam ją… czyli szłam dalej, czasem biegłam, czasem stałam, upadałam i cofałam się (jedynie wspomnieniowo), a małpy były ze mną. Coraz bardziej rozbrykane, coraz bardziej wchodzące mi na głowę, przyduszające swoim ciężarem. Bo wiecie okazało się, że one też rosną.
I kiedy kolejny raz zatrzymałam się, a może mocniej upadłam, odczułam dokuczliwy ból w okolicy serca i poczułam (bo nie ma małpy, co mówi: - nie czuje), że mam taki bałagan w sobie, że cała się w nim zgubiłam, że mnie to już chyba nie ma… Bo gdzie byłam??? Patrząc w lustro nie widziałam siebie i mimo, że je mocno przecierałam, a sobie robiłam mocniejszy makijaż – nie widziałam własnej twarzy. Nawet jak robiłam do niego znaczy do lustra małpie miny (proszę znowu małpy…cała tak jakoś przesiąkłam nimi), nie pomagało.
Niestety nie widziałam tej, która była pełna wiary, optymizmu
i z błyszczącymi oczami – proszę następuje tu czas na antonimy, a tego wiele ostatnio w moim życiu jak pisałam w poniższym przemyśleniu.
I jak Sami zauważyliście czytając je, że mam niezły bałagan myśleniowy, gdyż zaczęłam od siebie, a skończyłam na biednych zapracowanych Chińczykach i jakoś tak anty rasowo to zabrzmiało. Nie mam do nich żalu za swój życiowy bubel, bo przecież sama jestem sobie kowalem, sama sobie tak pościeliłam (wedle powiedzenia ulubionego mej matki – „Jak se pościelesz tak się wyśpisz”) i schrzaniłam tą podkowę i się
nie wysypiam…
to zastanawiacie się wówczas skąd się wziął?
Ba zapewne tak, a zapewne nie, bo czasem brak czasu zupełnie.
Ja jak się nad tym zaczęłam zastanawiać to do chodziłam do wniosków do których dochodzić się nie powinno. Zapytacie czemu? Ano temu, że tu gdzie byłam, tu gdzie się znalazłam – chodzi mi oczywiście o dany moment życiowy – nie powinnam tak tego odbierać, tak to czuć.
I wówczas, co robiłam? Stosowałam taktykę 3 małpek. Błagam Was
na wszystkie świętości i na te małpy też nie stosujcie tego sposobu!!!!
*Dla tych , co nie wiedzą, co to za taktyka i dzięki temu są Szczęśliwcami tłumaczę – taktyka 3 małpek:
nie widzę, nie słyszę, nie mówię.
A ja stosowałam ją… czyli szłam dalej, czasem biegłam, czasem stałam, upadałam i cofałam się (jedynie wspomnieniowo), a małpy były ze mną. Coraz bardziej rozbrykane, coraz bardziej wchodzące mi na głowę, przyduszające swoim ciężarem. Bo wiecie okazało się, że one też rosną.
I kiedy kolejny raz zatrzymałam się, a może mocniej upadłam, odczułam dokuczliwy ból w okolicy serca i poczułam (bo nie ma małpy, co mówi: - nie czuje), że mam taki bałagan w sobie, że cała się w nim zgubiłam, że mnie to już chyba nie ma… Bo gdzie byłam??? Patrząc w lustro nie widziałam siebie i mimo, że je mocno przecierałam, a sobie robiłam mocniejszy makijaż – nie widziałam własnej twarzy. Nawet jak robiłam do niego znaczy do lustra małpie miny (proszę znowu małpy…cała tak jakoś przesiąkłam nimi), nie pomagało.
Niestety nie widziałam tej, która była pełna wiary, optymizmu
i z błyszczącymi oczami – proszę następuje tu czas na antonimy, a tego wiele ostatnio w moim życiu jak pisałam w poniższym przemyśleniu.
I jak Sami zauważyliście czytając je, że mam niezły bałagan myśleniowy, gdyż zaczęłam od siebie, a skończyłam na biednych zapracowanych Chińczykach i jakoś tak anty rasowo to zabrzmiało. Nie mam do nich żalu za swój życiowy bubel, bo przecież sama jestem sobie kowalem, sama sobie tak pościeliłam (wedle powiedzenia ulubionego mej matki – „Jak se pościelesz tak się wyśpisz”) i schrzaniłam tą podkowę i się
nie wysypiam…
Wracam do mego bałaganu… o rany wolałabym nie, ale sama zaczęłam ten temat, to muszę zakasać rękawy i wywieźć 3 małpy do Zoo - póki,
co to tam ich miejsce (na bilet do Afryki nie mam kasy).
Czyli po pierwsze muszę otworzyć oczy i zobaczyć, czy jest coś jeszcze do uratowania. Po drugie usłyszeć – usłyszeć własną intuicję, siebie samą. Po trzecie mówić – ba nawet wykrzyczeć te wszystkie zaległości, oblepienia.
Zatem pamiętajcie - kiedy ma się bałagan ten myśleniowy
to od razu trzeba przystąpić do dzieła, pozbyć się go, bądź jego przyczyn i nie dać sobie wejść na głowę żadnej małpie, ani żadnej innej zwierzynie – zostawiam Wam pełną dowolność dopasowania samym sobie, czy to jest teściowa…mąż…żona…czy ktokolwiek inny...
Do kolejnego zamyślenia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za pozostawienie swoich odczuć...spostrzeżeń...myśli...