Jest czas pożegnań i powrotów
Zatem powróciłam na Bloga, przyznaję brakowało mi go bardzo, ale
musiałam się zdystansować do Świata i ludzi… To, co się dzieje dookoła i to jak
ranią się ludzie kiedyś sobie bliscy odjęło mi chęć mówienia, pisania…
Powróciłam tak naprawdę dzięki swojemu dziecku, ukochanej Liduśce,
która tak jak ja tęskniła za moim Zapatrzeniem. Ale tak naprawdę przekonały
mnie jej słowa: „ Mamo to, że nie piszesz i milczysz, niektórzy uważają, że
stchórzyłaś, przegrałaś”.
Nie stchórzyłam! – info dla tych niektórych!
I nikomu nic nie udowadniam, wracam do tego, co lubię robić i do Wszystkich,
którzy lubią to czytać.
***
Jest czas pożegnań i powrotów – tak zaczęłam, gdyż…
Ja pożegnałam Agnieszkę tą trochę naiwną, bardzo wrażliwą, otwartą na ludzi z sercem na dłoni.... odeszła, mimo iż nie chciała, broniła się
jeszcze, dużo płakała... Kilka razy zawracała... bo wciąż nie mogła uwierzyć,
że tak została potraktowana przez najbliższe jej sercu osoby…
***
Cóż ja mogę o niej napisać? Pierwsza myśl jaka przyszła mi do
głowy to, że żal mi tej dziewczyny…
Kiedy rozpadło się jej małżeństwo – niektórzy zrobili wielkie
oczy, iż to niemożliwe, przecież było takie dobre… Dobre dla kogo? - zapytam.
Dla osób, które jedynie cząstkowo uczestniczyli w jej życiu, znali je z
widzenia, ze spotkań towarzyskich, rodzinnych, ale czy znali je tak naprawdę od
środka? Czy wiedzieli tylko tyle, co sami zobaczyli? I tyle ile ona sama o nim
powiedziała? A ona przecież mniej mówiła częściej się uśmiechała.
Teraz oczywiście można jej
zarzucać, że nie była szczera, że oszukiwała. Czyżby? A może ona po prostu
chciała rozwiązać i uporać z się problemami sama, może nie chciała martwić
innych i nie chciała przyznawać się do porażki jaką odniosła… Czyż nie jest
tak, że wielu z nas postępuję dokładnie tak samo?…
A gdy podupadła na duchu, przeszła załamanie nerwowe, walczyła z
depresją i o byt codzienny. Gdy robiła co w jej mocy, by się nie poddać, a przy
tym jeszcze sumiennie wypełniać obowiązki wobec dorastającej córeczki, czy
dzwoniła do kogoś z Was i prosiła o pomoc? Czy się nad sobą użalała? Czy wiecie
coś o tym?
Oczywiście są tacy, którzy wiedzą „coś” a nawet i więcej z ust
kobiety, która powinna być jej najbliższa, a nie była… Choć w oczach innych za
taką chce uchodzić i wiele temu poświęca czasu - dzwoni do wszystkich, których
ma zapisanych w książce kontaktów i mówi… mówi… mówi… Co? - wersję jej tylko znaną….. Bywa nawet u tych, co wieki nie była i znów
mówi… mówi… mówi… Mówieniem zagłusza sumienie.
Mówieniem zabiła swoją córkę… w ciężkich chwilach, gdy ona nie mogła się
podnieść jeszcze słowami jak kamieniami ją obrzuciła… tak po chrześcijańsku jak niewierną Magdalenę??? Przecież wierząca
jest i nieraz z ambony o tym słyszała jak ksiądz mówił, mówił też o synu marnotrawnym…
to może myśli, że i jej córka powróci wedle wierzenia…
Córka marnotrawną nie była, to i nie miała do kogo wracać…
Ona po prostu odeszła, obita po odrzuceniu… braku wsparcia… wiary
w nią i jej słowa… po braku zrozumienia… braku kochania…
Kiedyś na dzień matki napisałam, że:
Powinniśmy dziękować za miłość tą
matczyną, którą nas bezwarunkowo obdarza:
- Za miłość, która nigdy w nas nie wątpi, wierzy w nas i nam;
- Za miłość, która rozumie albo stara się zrozumieć,
każde nasze poczynanie;
- Za miłość, która nigdy w nas nie wątpi, wierzy w nas i nam;
- Za miłość, która rozumie albo stara się zrozumieć,
każde nasze poczynanie;
- Za miłość, która wybacza, każde
nasze potknięcie, zagubienie;
- Za miłość, która chroni, przed
złem i kolejnym upadkiem;
- Za miłość, która nie potrzebuje
tłumaczenia, dowodów, niepotrzebnych słów;
- Za miłość, że zawsze w chorobie i zdrowiu,
w nieszczęściu i radości z nami jest.
Za to powinniśmy dziękować Naszym Mamom!!!
- Za miłość, że zawsze w chorobie i zdrowiu,
w nieszczęściu i radości z nami jest.
Za to powinniśmy dziękować Naszym Mamom!!!
Ona niestety nie mogła jej podziękować za bezwarunkową miłość.
***
Miała też wielkie grono Przyjaciół - tak się zwali i ona ich tak
zwała… Byli gdy była słoneczna i uśmiechnięta, gdy im pomagała, gdy dobrze jej
się powodziło… Byli… Dotąd dopóki nie zaczął się jej trudny czas, tu
Przyjaciele zaczęli się wykruszać jedni po drugich. Dlaczego? Bo była dla nich
zbyteczna, nieużyteczna? Bo nie mogli ze swoimi problemami przyjść, a jej
kłopoty ich przytłaczały? A może bali się zarazić jej nieszczęściem jak jakąś
zarazą?
Czy dzwonili do niej, gdy milczała? A gdy nie odbierała telefonu,
pukali do jej drzwi, aż otworzyła? Czy byli przy niej, gdy przez łzy świata nie
widziała, by pomóc jej podnieść się z ziemi, pozbierać z rozsypanych kawałków?
Czy wiedzieli tak naprawdę jak sobie
daje radę z sytuacją, z chorobami, życiem przewróconym do góry nogami? Czy
wiedzieli? A Wy wiedzieliście?
Jeśli odpowiedzieliście twierdząco to wiem, że byliście jej
Prawdziwymi Przyjaciółmi, jej Najbliższymi, jej Rodziną. I wiem też, że byliście
z nią do końca. Z mojego serca płynie do Was dozgonna Wdzięczność.
***
I taka moja myśl mi się zrodziła, jak to pisałam:
„Człowieka nie łamią problemy dnia powszedniego, ile by ich nie było
– wytrzyma, jak drzewo dobrze ukorzenione.
Człowieka łamią ludzie kłamliwi, bezlitośni w oszczerstwach,
a najmocniej najbliżsi, co nie kochają i zdradzają
– łamią go wówczas jak kruchą gałąź.”
***
– wytrzyma, jak drzewo dobrze ukorzenione.
Człowieka łamią ludzie kłamliwi, bezlitośni w oszczerstwach,
a najmocniej najbliżsi, co nie kochają i zdradzają
– łamią go wówczas jak kruchą gałąź.”
***
… Zastanawiające ile Ona prawdy, tej gorzkiej prawdy odkryła w
powiedzeniu -
"Przyjaciół poznaje się w biedzie".
A tu koniecznie
trzeba dopisać, że matkę i rodzinę też…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za pozostawienie swoich odczuć...spostrzeżeń...myśli...